Przez blisko półtora wieku zawód: fotograf wymagał połączenia wielu umiejętności W połowie XIX wieku, gdy fotografia zaczęła się upowszechniać, wieszczono, że spowoduje to śmierć malarstwa – zwłaszcza portretowego. Nic takiego nie nastąpiło. Prawdziwą rewolucją stały się aparaty małoobrazkowe, które pozwalały chwytać „życie na gorąco”. Wtedy też wystudiowane zdjęcia z atelier zostały w tyle (choć, inie wyeliminowano ich do dziś) za „decydującymi momentami” czyli scenami chwytanymi na gorąco, w chwili, gdy zbiegiem nieprzewidywalnych wcześniej okoliczności powstawała sytuacja znacząca, wręcz symboliczna. Wraz z rozpowszechnieniem inteligentnych kamer i smartfonów z odpowiednimi funkcjami fotografowanie stało się udziałem każdego, kto dysponował stosownym sprzętem elektronicznym: zdjęcie „samo się ustawiało”. Współcześnie człowieka może zastąpić odpowiednio zaprogramowany robot. Zdjęcia robione przez drony rejestrują rzeczywistość „widzianą” z lotu ptaka. Powstają ujęcia niedostępne dla człowieka, któremu nie jest dane fruwać… Komputery potrafią też „portretować” (kreować?) nieistniejących ludzi. Tworzą fikcję, w którą nietrudno uwierzyć, z racji jej imitacyjnych walorów. Czy to jeszcze kwalifikuje się, jako sztuka? Gdzie przebiega granica między światem realnym, utrwalanym na fotografii, a ułudą, stworzoną przez cyfrę? Czy każdy może stworzyć „swój intymny cyfrowy świat”? Data i miejsce Sala widowiskowa